No to zdaje się, że pora na pierwszy projekt hand-made. Jest to pokrowiec na laptopa.
Po zakupieniu wymarzonego notebooka o średnicy 13,3 cala spędziłam parę dni na poszukiwaniu "ubranka" dla niego. Okazało się to niełatwym zadaniem. Po pierwsze nie lubię kupować przez Internet (chyba, że dany produkt już dobrze znam). Zawsze wolę coś sprawdzić osobiście- zobaczyć, przymierzyć, dotknąć. Chociaż chętnie przejrzę ofertę w Internecie, by zorientować się co jest na rynku, jakie ceny itp. Przejrzawszy kilka stron wiedziałam już, ze szukam niedrogiego, miękkiego etui, niezbyt wymyślnego (bo takie droższe), po prostu czegoś co pozwoli mi włożyć lapka do torby i nie martwić się, że zaraz się połamie, obtłucze czy jakakolwiek inna krzywda mu się stanie. Absolutnie nie chciałam torby na laptopa (takiej twardej, ciężkiej, z rączkami, kieszeniami i zajmującej mnóóóstwo miejsca), tylko sam pokrowiec. Z takim postanowieniem wybrałam się do Arkadii- świątyni konsumpcji, w której rzekomo jest wszystko. Po kilkugodzinnych poszukiwaniach okazało się, że jednak wszystkiego tam nie ma, a mianowicie brakuje jakiegokolwiek pokrowca na 13,3-calowego laptopa. Dość już zdenerwowana postanowiłam zajrzeć jeszcze do jednego sklepu, w którym to wszelakie sprzęty komputerowe powinny się znaleźć. Oczywiście po wejściu dość szybko okazało się, że mogę porzucić nadzieję, że ubiorę w coś mojego laptopa. Pokrowce są, ale nie trzynastki :( Tak więc do domu wróciłam z silnym postanowieniem stworzenia etui własnoręcznie. Efekt jest taki:
A teraz konkretniej jak to powstało.
Nie wiedziałam do końca jak się do tego zabrać. Wiedziałam, że potrzebuję jakiejś pianki albo czegoś do wypełnienia, aby rzeczywiście pełniło to funkcję ochronną dla laptopa. Myślałam o filcu lub piance (takiej jaką daje się dzieciom do wycinania i ozdabiania). Miałam nadzieję, że znajdę to w papierniczym albo pasmanterii. Jednak moim celem na następny dzień był sklep Seven Sisters Fabrics, w którym planowałam już od dawna upolować jakiś prześliczny materiał. Wszystkie tkaniny tam są przepiękne, jednaj musiałam zdecydować się tylko na jeden :( Wybrałam motylki :D Następnie w papierniczym obok zaopatrzyłam się w piankę i filc, który był niestety bardzo cieniutki. Zbierając się już do domu postanowiłam jednak zajrzeć do sklepu typu "wszystko po 5zł". Znalazłam tam matę do suszenia naczyń. Była to cienka gąbka obszyta mikrofibrą o wymiarach jeśli się nie mylę 50x40 cm. Było to dokładnie to czego szukałam :)
W domu zabrałam się do roboty. Matę złożyłam na dwa i zszyłam boki. Następnie wymierzyłam odpowiednią ilość materiału i zszyłam go tak, aby powstała taka saszetka, by zmieściła się tam "suszarka". Chciałam mieć jeszcze klapkę, by zamykać pokrowiec na guziki (też kupione w Seven Sisters Fabrics). Do zrobienia jej posłużyłam się kupioną uprzednio pianką. Tym razem już nic nie zszywałam, ale posłużyłam się klejem, łącząc piankę z tkaniną. Na koniec pozostało tylko przyszyć guziki i zrobić pętelki ze wstążek. I gotowe! :)
Wiesz jak genialnie się to czyta? Jestem pod wrażeniem, chyba nawet jakbyś mi opisała jak dojść do sklepu czy nawet do XIV to czytałabym to z wielką chęcią :D
OdpowiedzUsuńDziękuję :D
Usuń